Prawdziwym wyzwaniem okazał się remont silnika. Wał zregenerowano, wymieniono łożyska rolkowe i bieżnie. Kartery przeżyły już niejedno: zderzenie z czymś nieustępliwym - dziura z dołu, łańcuch z zębatką wypiłowały skrzynię korbową od tyłu a eksplozja w skrzyni biegów wyrwała niemały kawał bloku.
Cylindry przeszlifowano, zakupiono nowe tłoki, dorobiono nowe pierścienie i sworznie.
Szczególne podziękowania należą się temu kto podmienił jedno z kół zębatych w skrzyni biegów. Było prawie dobre, wyglądało naprawdę nieźle - tyle że skrzynia nie działała.
Silnik wstawiono do ramy.
Założono łańcuch i dopasowano osłonę.
Przyklejono okładziny hamulcowe szczęk tylnej piasty. Złożono stojan prądnicy. Naprawiono i zmontowano wydechy.
Dorobiono aparat zapłonowy i złożono prądnicę.
Naprawiono puszkę prądów, wykonano mocowanie puszki prądów i akumulatora.
Dorobiono kolektor gaźnika. Złożono gaźnik, filtr powietrza i kranik.
Dorobiono dźwigienkę ręcznej zmiany biegów.
Dorobiono linki.
Wykonano instalację elektryczną.
Zakupiono i dopasowano puszkę narzędziową.
Uruchomiono i przetestowano. Trzeba przyznać że to "mercedes" wśród dwusuwów. Co dwa cylindry to nie jeden. Komfort jazdy też ponadprzeciętny - dziur które na innych sztywniakach powodowały dzwonienie zębów w zasadzie nie zauważyłem. Poza tym motocykl jest wygodny bo duży, te skrojone na typowego "przedwojennego" motocyklistę mierzącego 160 cm powodują u współczesnego kierowcy cierpnięcie nóg. A więc wygoda, komfort, cztery biegi to plusy. Wadą jest kłopotliwy remont. Większość zachowanych egzemplarzy jest w bardzo złym stanie. Części nie ma, te z DKW NZ 350 nie pasują, silnik jest delikatny i dość skomplikowany.